Joan Miró i co?
Pan Marcin Wicha (grafik, autor książki „Jak przestałem kochać design”) na pytanie zadane przez Aleksandrę Boćkowską (Gazeta Wyborcza) na temat wychowania i edukowania dzieci, a sformułowane krótko:
-Narzucać? – odpowiada
- Myślę, że lepiej pokazywać, wciągać do zabawy. Marta, moja żona, uczy plastyki w szkole. Pewnego dnia przypadło jej zastępstwo na lekcji hiszpańskiego. Musiała coś szybko wymyślić, więc wydrukowała dzieciom zmniejszony obraz Joana Miró i zaproponowała, żeby coś do niego dorysowały. Powstało kilkanaście prac, gdzie z tego Miró wyrosły kompletnie nowe formy. Okazało się, że każde dziecko, jeśli dać mu możliwość, majstruje inaczej, wypowiada się po swojemu.
Spróbowaliśmy. Nam wyszło to tak:
Pan Marcin mówił również, że Kiedy rozdasz dzieciakom kolorowy papier, śrubki, nakrętki, słomkę i kawałek sznurka, one pojadą z tym w jakieś kompletnie niespodziewane rejony. Dlatego lekcje plastyki powinny być okazją do rozlewania farby, a nie tylko nauką, że Jan Matejko był wielkim malarzem.
Tym razem zabrakło nam odwagi i eksperyment ze swobodną twórczością z użyciem śrubek, nakrętek, słomek... postanowiliśmy przeprowadzić w późniejszym terminie.
W ramach rekompensaty dodajemy jeszcze jeden cytat. Marcin Wicha wspomina wizytę w muzeum:
Pamiętam, że w 1981 roku rodzice zabrali mnie na wystawę grafiki Picassa w Muzeum Narodowym. Dwie rzeczy zrobiły na mnie największe wrażenie: po pierwsze, że obrazki były czarno-białe, a po drugie, że kiedy coś mu nie wychodziło – to Picasso to skreślał i rysował dalej. To były dwa fantastyczne odkrycia: sztuka nie musi być kolorowa i nie polega na perfekcji.